Zanim sięgnęłam po książki Iwony Chmielewskiej, naczytałam się o nich zachwytów na blogach z literaturą dziecięcą. Dobrze, dobrze – myślałam, trochę chyba jednak przesadzają. Okazało się jednak, że ani trochę.
Droga Iwony Chmielewskiej do polskiego czytelnika wcale nie była prosta i usłana różami. Uznanie zdobyła w Korei Południowej, zaprzyjaźnione z autorką blogerki i recenzentki pisały o jej książkach, zanim zostały przetłumaczone, a sama autorka przekazywała je im w koreańskiej wersji językowej, robiąc tłumaczeniowe adnotacje ołówkiem. Obecnie to właśnie od koreańskich wydawców zakupowane są na polski rynek prawa do jej książek. Szeroko nagradzana za granicą, m.in. na prestiżowych targach książki w Bolonii. Od kilku dobrych lat jest już zasłużenie obecna w polskiej literaturze (dla dzieci? dla dorosłych? – ano właśnie!) nie tylko z własnymi projektami, ale i jako ilustratorka tak niebanalnych autorek jak Krystyna Miłobłędzka czy Dubravka Ugresić. Pisano już na jej temat tak mądre i głębokie recenzje, że mogę tylko z przyjemnością odesłać do kilku moich ulubionych [klik], [klik], [klik] i zastanowić się nad jej projektowanym odbiorcą i zastanowić się nad osobnym miejscem Iwony Chmielewskiej.
Ja swoją przygodę rozpoczęłam od dwóch tytułów: jeden (Oczy) mam na własność a drugi (Dwoje ludzi) w chwilowym bibliotecznym użyczeniu (ach te dobrze wyposażone osiedlowe biblioteki!), znalazłam oczywiście na półce z literaturą dziecięcą. Wydawca nie był już jednak taki pewien, umieszczając na okładce następującą redakcyjną notę: „To klasyczny picturebook, w którym za pomocą prostych metafor opisane są i pokazane zależności w związkach. Dla dzieci i dla dorosłych. Do podarowania w dniu ślubu, w rocznicę związku, do refleksji po rozstaniu…” Wątpliwość dotycząca miejsca, które dosłownie i metaforycznie zajmuje Chmielewska, jest nieprzypadkowa. Choć pojawia się zwykle pod hasłem „literatura dziecięca”, tak naprawdę to sztuka dla małych i dużych jednocześnie. Nie tylko wytrawni czytelnicy lubią tę grę w podwójnego odbiorcę, która z niekiedy rutynowego czytania książki dla dzieci czyni przygodę także dla dorosłych. Ale książki Chmielewskiej dostarczają coś więcej, to przy tym sztuka przez duże SZ: esencjonalna, metaforyczna, niebanalna, mądra. Taka, z której i mali, i duzi mogą dużo wynieść dla siebie.
Miłość i związki. Oczy i zmysł wzroku. To są i nie są wielkie tematy: opisane wzdłuż i wszerz, a jednocześnie codzienne, powszednie. Zdawałoby się, że zagłębienie się w tak strywializowanej i wyeksploatowanej materii nie może wróżyć nic dobrego. To podwójna siła niebanalnej metafory i nieszablonowej ilustracji sprawia, że dzieje się jednak inaczej. Oszczędne w formie, wysmakowane kolaże Chmielewskiej spotykają się z wysublimowanym, dalekim od oczywistych skojarzeń słowem i, co tu ukrywać, działają jeszcze długo po zamknięciu książki.
Jak je tu opowiedzieć i zarazem nie opowiedzieć, by nie zepsuć czytelniczej przygody tym, którzy dopiero sięgną? Spróbujmy. Oczy pozornie tylko prowadzą czytelnika przez historię o zmyśle wzroku, ale jednocześnie snują dużo głębszą i obszerniejszą opowieść o zmysłowości w ogóle i niedoskonałości, którą przezwycięża wrażliwość. To zresztą, znowu, więcej niż opowieść o ludzkim patrzeniu, bo zmysł wzroku funkcjonuje tutaj nie tylko w ludzkich odsłonach, przybliża świat zwierzęcy. Przetestowałam ją na sobie (podziałało!) i na mojej niespełna czterolatce (zaciekawiło, ale myślę, że jeszcze musi dorosnąć). Gdy sięgałam po Dwoje ludzi, zdążyłam się już zachwycić twórczością Chmielewskiej, ale cień podejrzliwości pozostał. O miłości, o związkach? Naprawdę? Otrzymałam jednak coś innego niż się spodziewałam, opowieść wymykającą się stereotypom: nie tylko nawet słodko-gorzką, ale i wielosmakową. Splecioną z wielu różnych emocji, w której – paradoksalnie – słowo „miłość” właściwie nie pada. Dającą się interpretować na różnych poziomach, niekoniecznie nawet tylko damsko-męskich relacjach. Nie czytałam jej jednak jeszcze z czterolatką, bo myślę, że to dla niej za wcześnie. Choć chciałabym mieć ją w zanadrzu na przyszłość. Abstrahując od mojej córki, myślę, że byłaby to dobra książka dla dziecka do rozmowy o trudnych emocjach, związanych, dajmy na to, z rozstaniem rodziców. I dla dorosłych, zgodzę się z sugestią wydawcy, z przeróżnych okazji.
Po pierwszej lekturze książek Iwony Chmielewskiej doceniam je za skupienie, jakie ze sobą niosą. Bardziej chyba dorosłe niż dziecięce, choć zdecydowanie to są książki, z którym dziecko może rosnąć i wracać do nich, gdy będą starsze. No i jeszcze… może to dosyć zabawne, bo odkąd staram się praktykować uważność, tropię ją i dostrzegam niemal na każdym kroku. Uszczypnijcie mnie, gdy będę pisała to za często, ale tym razem, cóż począć, wybaczcie, muszę: są to książki o uważnym obracaniu dość strywializowanych pojęć i o dostrzeganiu głębszej rzeczywistości kryjącej się pod pozorem nawykowej umiejętności. Niepokojąco piękne.
Ilustracja główna ze strony wydawcy Dwojga ludzi – Media Rodziny. Druga ilustracja w tekście ze strony wydawcy Oczu – wydawnictwa Warstwy. Okładki obydwu książek z tych samych źródeł.
Wygląda interesująco 🙂 ja zapraszam do zapoznania się z Nudzimisiami 🙂
Dziękuję. Zrobił się nam książkowy piątek 😉 Pozdrawiam 🙂
Panią Iwonę znam osobiście i jest to osoba, która mogłaby robić wykłady z uważności – jest bardzo ciepłą, spokojną osobą, eteryczną wręcz. Mówi niemal szeptem, co każe słuchaczowi skupić uwagę na jej słowach. I jest bardzo mądra w swym spokoju i skupieniu. To na pewno przenosi się do jej książek, więc wcale się nie mylisz z tą uważnością 🙂
A ja ze swej strony się bardzo cieszę że jej książki powolutku wchodzą na nasz rynek i się dziwię, że dopiero teraz. Ale dobrze, że w ogóle!
O wow, nie wiedziałam. To przez Toruń?
Tak 🙂 Nie wiem jak teraz, ale kiedy$ uczyła ilustracji na moim kierunku, więc jej książki znam dobrze, choć oczywiście nie po polsku. No i miałam okazję obserwować panią Iwonę i jej reakcje na niepokornych, młodych i gniewnych studentów 😉
To dopiero wykładowczyni od ilustracji, jedna z najlepszych na jakie można trafić.
„Niepokojąco piękne”, ale zdecydowanie warte tego lęku.