Rozmowa z Anitą Janeczek-Romanowską
Z książki Elaine Aron wiemy, iż około 15–20% populacji to są ludzie wysoko wrażliwi. Jaki zespół cech jest właściwy dla wysokiej wrażliwości?
Sam termin znamy od Elaine Aron, która jako pierwsza zaczęła mówić o wysokiej wrażliwości. Natomiast w psychologii od dawna już wiemy, że istnieją dzieci, o których w latach 50. XX wieku mówiło się, że mają trudny temperament, czyli że mają cechy, które dla nich samych i dla otoczenia kojarzą się z jakąś intensywnością. Mniej więcej co czwarte, co piąte dziecko jest obdarzone takimi cechami.
Co to dokładnie oznacza?
W takim rozumieniu wysokiej wrażliwości, o której mówi Aron, mówimy o czterech cechach.
Po pierwsze o głębokim przetwarzaniu. Wiąże się ono z tym, że wysoko wrażliwe dzieci odbierają bardzo wiele informacji i bodźców z otoczenia. Nieustannie obserwują świat i mnóstwo informacji społecznych, czyli tych dotyczących innych ludzi, traktują jako ważne. To, co do nich dociera, jest przetwarzane na bardzo głębokim poziomie. Można powiedzieć, że one ciągle analizują, w pewnym sensie nieustannie wertują rzeczywistość, mają mnóstwo pogłębionych refleksji. I to jest taka pierwsza wyraźna cecha, którą widać w przypadku dzieci wysoko wrażliwych.
W nowym dla nich miejscu łatwo uznać, że się po prostu boją.
Tak, bardzo łatwo je pomylić z dziećmi lękowymi, bo niektóre wysoko wrażliwe dzieci, gdy wchodzą w nowe środowisko albo w nową sytuację, pozostają w dystansie. W tym czasie one jakby skanują otoczenie – rozglądają się, analizują, zbierają różne informacje i zapisują dane. Dzieci te potrzebują zdecydowanie więcej czasu, nim wejdą w kontakt z innymi. To nie są dzieci, które na nowym placu zabaw od razu się adaptują – bawią się, biegają… Na początku raczej z dystansu zbierają informacje. Tak samo zachowują się w grupach społecznych. To głębokie przetwarzanie prowadzi do drugiej cechy, o której mówi Aron. Otóż dzieci o wysokiej wrażliwości dosyć szybko się przeciążają, ponieważ doświadczają natłoku informacji, w ich odczuciu bardzo istotnych. Stąd też ich układ nerwowy, dla którego wszystko jest ważne, dostaje sygnał: za dużo, zadbaj o siebie!
I wtedy dochodzi do przeciążenia. Kiedy jest ono widoczne najbardziej?
Bardzo często występuje w nowych sytuacjach. Kiedy dzieci wysoko wrażliwe zbierają tak dużo informacji, jest im trudno się z nimi uporać, wówczas mogą reagować niezwykle intensywnymi emocjami. Z tym zaś wiąże się kolejna cecha, o której mówi Aron – wysoka reaktywność emocjonalna. Dzieci doświadczają bardzo silnych emocji – łatwo się wzbudzają, a trudno im wyjść z tego pobudzenia. I to dotyczy zarówno tych trudnych emocji – złości, smutku, lęku, jak i radości. Rodzice wysoko wrażliwych dzieci wiedzą najlepiej, że każda z tych emocji jest bardzo intensywnie przez dziecko przeżywana, np. radość często jest taka mocna, że rodzice określają ją mianem „głupawki”, w której kontakt z dzieckiem bywa bardzo trudny. Ponieważ te emocje szybko się wzbudzają, więc dość długo się wygaszają. Trzeba czasu, by dziecko wróciło do równowagi. To są takie trzy cechy, które są ze sobą bardzo powiązane: ponieważ ja przetwarzam bardzo dużo informacji, które uważam za ważne, więc szybko się przeciążam, a w przeciążeniu przeżywam bardzo intensywne emocje.
Czyli ma to miejsce w sytuacjach, w których dzieci zbierają dużo informacji? Czy niekoniecznie?
Nie tylko. Ważne jest to, że przeciążenie wcale nie musi być związane z tym, że dziecko np. przez cały dzień zbierało jakieś istotne informacje. Czasami może wynikać stąd, że jego zasoby z danego dnia są dosyć ograniczone. Albo przychodzi taki moment, że wulkan wybucha, czyli następuje erupcja tych nagromadzonych wcześniej emocji. Z wysoką reaktywnością idzie też w parze kolejna bardzo ważna cecha, czyli empatia. Dzieci wysoko wrażliwe zbierają informacje o ludziach, co często bardzo je przeciąża, także emocjonalnie. Zauważają, że ktoś ma minę „nie taką”, albo że mówi w jakiś inny niż dotychczas sposób. Przykładowo, gdy nauczyciel próbuje wejść w kontakt, który nie jest autentyczny, albo próbuje udawać radosnego, a tak naprawdę jest zezłoszczony, wyczuwają ten brak autentyczności. Bardzo są czułe na takie rzeczy. Mam też takie doświadczenie, że dzieci w przedszkolach zamiast się bawić, obserwują, rejestrują trudy, których doświadczają inne dzieci, że bardzo często stoją jak zahipnotyzowane i zbierają to, że np. ktoś płacze, a nauczycielka nie reaguje. Widać, że ten radar na ludzi jest u wrażliwych dzieci bardzo aktywny.
A w ślad za przeciążeniem emocjonalnym idzie też przeciążenie sensoryczne.
Tak, to ostatnia cecha, o której mówi Aron. Oprócz informacji o ludziach niektóre z tych dzieci przeciążają się też bodźcami – tym, że bywa głośno, że wyczuwa się jakieś zapachy. Choć ta ostatnia komponenta jest – można powiedzieć – wtórna wobec tych pierwszych.
Tyle mówi definicja Aron. Myślę, że warto dopowiedzieć, że taki temperament znany jest od dawna, a z nim wiąże się większa aktywność układu nerwowego. Bardzo namacalną cechą wrażliwych dzieci jest taka cecha temperamentalna, tj. perseweratywność, która wiąże się z tym, że wysoko wrażliwe dzieci zwykle źle reagują na zmiany. Widać to w sytuacji przejścia z jednego stanu w drugi, np. jestem z rodzicem, a potrzebuję przejść do stanu: jestem w przedszkolu; albo odwrotnie – wychodzę z przedszkola i muszę przejść do stanu: jestem z rodzicem. Albo jedziemy na święta – wysoko wrażliwe dziecko często potrzebuje dużo czasu, żeby się oswoić, a potem potrzebuje znowu dużo czasu, by z tego wyjść.
Jakie są konsekwencje tej cechy? Co z niej wynika?
Wysoko wrażliwym dzieciom zwykle bardzo trudno jest znosić presję i rywalizację. I to są bardzo często ci ludzie, którzy nie chcą być poganiani, nie chcą brać udziału w zawodach, bo z wielu względów poziom analizy tego aktu będzie dla nich trudny, wiele rzeczy trzeba będzie wziąć pod uwagę. Jest to dla nich po prostu zbyt obciążające. I to postępowanie jest mocno związane z temperamentem.
Z tego, co Pani mówi, wynika, że jest to duże wyzwanie w sytuacji szkolno-przedszkolnej dla takiego dziecka. Przypuszczam, że to wyzwanie jest wielopoziomowe, także dla rodzica, kiedy oddaje takie dziecko do placówki. Co możemy zrobić, żeby jakoś ułatwić dziecku wejście w środowisko szkolne lub przedszkolne?
Rodzic najczęściej wie, że wysoka wrażliwość to tylko wycinek o dziecku. Nie jest to całość, a część opisu. Jesteśmy w konkretnym kontekście, wiemy, że nasze dziecko ma swoje potrzeby. Dużo też zależy od wieku dziecka. Gdy mamy taką wiedzę i możliwości, by wybierać placówkę, to ideałem byłoby wybrać taką, która uwzględnia indywidualność dziecka. Ona nie musi być świetną i bardzo bliskościową placówką, w której praktykuje się komunikację bez przemocy. Tak naprawdę najważniejsze jest to, jak dorosły, nauczyciel będzie towarzyszył naszemu dziecku i je wspierał. Na etapie rekrutacji można sprawdzić, czy w placówce jest szansa, by podążać za indywidualnymi potrzebami dzieci. Nie wszyscy żyjemy w dużych miastach lub mamy takie możliwości finansowe, by skorzystać z takich miejsc. W tej sytuacji bardzo pomaga wiedza o dziecku, którą – wiem to z doświadczenia w pracy w przedszkolu i szkole – nauczycielom daje rodzic. Myślę, że można stworzyć taką przestrzeń, prosząc o rozmowę przed rozpoczęciem roku szkolnego, czy nawet w trakcie jego trwania. Nie warto zaczynać takiej rozmowy, mówiąc, że moje dziecko jest wysoko wrażliwe, że ma głębokie przetwarzanie… Raczej: „wiem o moim dziecku, że jemu służy to i to, a być może to i to niekoniecznie, i że chcę Państwu zaproponować różne rzeczy, które mogą pomóc, ale także jestem ciekawa, co wy możecie zaproponować”. Mam takie doświadczenie, że będąc rodzicem dziecka wysoko wrażliwego, łatwo wpaść w pułapkę, metaforycznie mówiąc, poruszania się tylko po autostradzie. Chodzi o przekonanie, że tylko pewne metody są dobre dla mojego dziecka, że tylko wybrane strategie pomogą mu poczuć się bezpiecznie. Tymczasem rozmowa z pozycji ja jestem ekspertem od mojego dziecka, a po drugiej stronie są eksperci od dzieci w ogóle – pedagodzy, nauczyciele, często też psycholodzy pozwala sprawdzić, na ile podążanie za potrzebami dziecka jest w tej placówce możliwe i na ile personel też ma pomysły, które uwzględniają potrzeby dziecka, by poczuło się bezpiecznie.
Co będzie najważniejsze w takiej rozmowie?
Prawdę mówiąc, właśnie w tych rozmowach nie są najważniejsze te cztery cechy, o których pisze Elaine Aron, ale ta jedna zasadnicza, którą przemyciłam, czyli otwartość na zmiany i umiejętność znoszenia presji. Mam wrażenie, że w przedszkolach jest ona najbardziej istotna. Moje doświadczenie potwierdza, że jest to sprawa, która najszybciej wzbudza niepokój nauczycieli. Jeśli przykładowo dziecko potrzebuje czasu na to, żeby wejść w kontakt z innymi dziećmi, bo je obserwuje, to rodzice są wysyłani po diagnozę dlatego, że dziecko nie nawiązuje relacji społecznych. Wysoko wrażliwe dzieci bardzo często w przedszkolu nie nawiązują łatwo kontaktu, ale obserwują dzieci, uśmiechają się, mają jednego kolegę, a w domu pamiętają wszystkie imiona kolegów i koleżanek, opowiadają o nich. Widać, że ten aspekt społeczny nie jest im obojętny, tylko potrzebują wsparcia w nowej sytuacji. I ta informacja, że dzieci wysoko wrażliwe potrzebują czasu, by przejść ze stanu w stan, jest według moich doświadczeń kluczową informacją w placówkach. Bo jeśli one będą czuły presję na zasadzie: ty musisz, bo wszyscy mają mało czasu…
Wysoko wrażliwe dziecko jednak potrzebuje innej strategii.
Bardzo często na poziomie rozmów rodzice słyszą: nie da się, my nie możemy podążać za jednym dzieckiem. Niestety, to jest bardzo diagnostyczne, bo pozwala nam przypuszczać, jak wsparcie w tej konkretnej placówce będzie wyglądało. Podkreślę, że wysoko wrażliwe dzieci potrzebują innego rodzaju wsparcia i relacji.
Czy można określić taki moment, w którym potrzebna jest nam diagnoza? Jeżeli mamy takie poczucie, że nie do końca możemy sobie poradzić z zachowaniem dziecka, to gdzie wtedy szukać wsparcia?
To są dwie różne rzeczy: diagnoza i wsparcie. Z diagnozą jest tak, że w ogóle nie ma sensu diagnozować wysokiej wrażliwości, bo to jest typ temperamentu. Myślę, że możemy spróbować trochę zdjąć z siebie napięcie, szukając metafor w otoczeniu. Wiemy, że 15–16% dzieci ma taki układ nerwowy. Wiemy też, że około sto gatunków zwierząt ma też taki typ układu nerwowego i że on jest ewolucyjnie potrzebny. Kiedy szukamy psa do rodziny, to mamy świadomość, że różne rasy mają różne cechy, różny temperament. Tak samo jest z daniem sobie zgody na to, że moje dziecko może mieć akurat taki temperament, akurat tak pracuje jego układ nerwowy, nie jest to ani dziecka, ani nasza wina. Inna rzecz, często wysoko wrażliwe dziecko ma chociaż jednego wysoko wrażliwego rodzica. Albo widać w dziecku podobieństwo do jakiejś cioci, wujka, babci, do osoby, która podobnie przeżywa świat. Dzieci nie stają się wrażliwe w toku życia, ale takie są od zawsze. Mimo to bardzo często rodzicom wysoko wrażliwego dziecka mówi się, że to oni zepsuli dziecko swoim podejściem i uważnością. Tymczasem każdy rodzic wysoko wrażliwego dziecka wie, że ono jest takie od narodzin i nie dałoby się za nim nie podążać. Zatem myślę raczej, że nie potrzebujemy diagnoz, ale zrozumienia i przyjęcia dziecka z całym pakietem, który ono ma. Przyjęciem go z otwartością na to, co ono wnosi swoją indywidualnością i akceptacja tego, a nie próba zmieniania go na siłę, według naszego wyobrażenia i tego, jak zachowuje się i funkcjonuje większość dzieci. Warto dodać, że ta wysoka wrażliwość ma też bardzo dużo blasków – te dzieci często są bardzo twórcze, kreatywne, elokwentne, niezwykle empatyczne, że czasem można zapomnieć, że się rozmawia z czterolatkiem, a nie z trzydziestoparoletnią koleżanką, bo tak wysoki bywa poziom ich refleksji. Myślę, że w sytuacjach, gdy jest duża presja ze strony placówki – czy to przedszkola, czy to szkoły, niektórym rodzicom pomocny jest specjalista, który porozmawia z nimi i spojrzy na dziecko, przeprowadzi obserwacje w przedszkolu lub w gabinecie i dostrzeże, czy w jego przypadku oprócz wysokiej wrażliwości nie ma innych trudności rozwojowych. Tym bardziej, że wysoka wrażliwość czasami przypomina trudności rozwojowe i odwrotnie – zaburzenia ze spektrum autyzmu i zespół Aspergera kojarzone bywają z wysoką wrażliwością. Ale bywa też tak, że te same dzieci w różnych gabinetach otrzymują różne diagnozy. W rozpoznaniu bardzo ważne jest m.in. to, czy uwzględnione zostało, że dziecko potrzebuje czasu, by poczuło się bezpiecznie. Zdarza się, że rodzicom pomaga, jeśli w opinii mają napisane, że to jest typ wrażliwości dziecka, że ma ono taki rodzaj temperamentu i może potrzebować konkretnego wsparcia. Ale mam wrażenie, że jest to potrzebne dopiero, kiedy placówce jest trudno ustalić, że to jest wysoka wrażliwość.
Czyli diagnoza nie jest konieczna. A jak wygląda kwestia wsparcia?
Jeśli chodzi o wsparcie, to na szczęście coraz więcej specjalistów dziecięcych zna specyfikę dziecięcej wrażliwości i pomaga rodzicom w takim przyjęciu dziecka z tym, co ono ma, ale też w regulowaniu emocji i napięcia, które towarzyszą wysokiej wrażliwości. Bo jeśli stykamy się z dziećmi, które wszystko traktują jako ważne i łatwo się przeciążają, to możemy oferować wsparcie, żeby ta codzienność nie była taka przeciążająca, żeby mogły sobie gromadzić zasoby na kolejne wyzwania.
Chcę jeszcze dopytać o różnicę w odbiorze wysokiej wrażliwości. Od dłuższego czasu obserwuję różne grupy facebookowe dotyczące wysokiej wrażliwości dorosłych i dzieci. Często przewija się wątek, że dla jednych jest to zasób, a dla innych – obciążenie. Co możemy zrobić jako rodzice dziecka wysoko wrażliwego, by ta cecha była dla niego bardziej zasobem niż obciążeniem?
Myślę, że pierwszą rzeczą jest pogodzenie się z tym faktem, przyjęcie tego, że dziecko tak ma i czasem – powiem to, bo myślę, że to jest ważne – może nie być takim człowiekiem przebojowym, który zawsze jest „hej, do przodu”. Że być może to nie będzie ktoś, kto pojedzie z nami w długą podróż dookoła świata i będzie zadowolony, że codziennie śpimy w innym miejscu. Ale że ten mały człowiek, który nam się trafił, ma wiele tych zasobów, które warto dostrzec. Widzenie tych zasobów jest możliwe tak naprawdę wtedy, gdy sami zrozumiemy specyfikę funkcjonowania wysoko wrażliwego dziecka, że jego intensywne zachowania /reakcje nie wynikają ze złej woli, tylko że jego układ nerwowy tak pracuje. Lubię myśleć o tym, że ten układ nerwowy jest bardzo czujny i troskliwy, czyli czujny na te różne informacje, ale też troskliwy, bo sygnalizuje w pewnym momencie dzieciom: zadbaj o siebie. To „zadbaj o siebie” oznacza często płacz, krzyk, tryb uciekaj – bo to są najprostsze i najbardziej dostępne strategie. Jeśli tak naprawdę myślimy o wspieraniu wysoko wrażliwego dziecka i chcemy widzieć jego zasoby, to sens mają tylko działania, które wpływają pozytywnie na dzieci oraz ułatwiają im być w komforcie.
Możemy ulepić sobie taki codzienny, łatwo dostępny pakiet wsparcia w regulowaniu dziecka – poprzez relacje i poprzez ciało. Regulacja z poziomu ciała to nic innego jak zapewnienie bliskości, dotyku, zabaw cielesnych, „kotłowanek” – wszystkiego tego, o co dzieci często same proszą i co bardzo je wspiera (jeśli oczywiście są to aktywności dostrojone do ich potrzeb i granic). Jednak przede wszystkim ważne są relacje, w których dziecko jest widziane w całości. Mówimy czasem, że pomaga choćby jeden rodzic, jedna osoba dorosła, która autentycznie przyjmuje dziecko takim, jakie ono jest. I to jest często swego rodzaju amortyzacja na sytuacje, kiedy w otoczeniu dziecka, np. w placówce albo w rodzinie, będą osoby, które nie będą w stanie zaakceptować dziecka albo będą usilnie próbować je zmienić.
Od kiedy i jak można zacząć wspierać dziecko?
Gdy chodzi o malutkie dzieci, w okresie poniemowlęcym, najbardziej wrażliwość wspiera to, że jako dorośli możemy poprzez ciało rozładować różnego rodzaju napięcia. Bo choć mówimy o układzie nerwowym, to tak naprawdę dużo się dzieje na poziomie ciała. Małe dzieci są w tym szalenie kompetentne, proszą, żeby je nosić, przytulać, bujać, kołysać. Właśnie tego potrzebują. A starsze, tak około czwartych urodzin oprócz tego, że dbają o swój komfort poprzez ciało, zaczynają mówić, jakiego wsparcia od nas oczekują, co im pomaga, a co nie. Działanie w obszarze zasobów jest tak naprawdę takim napełnianiem kubeczka na kryzysy. Te zasoby to swoista metaforyczna polana, którą im bardziej wydepczemy, tym częściej dzieci będą tam bywać i będą umiały korzystać z tego, czym się naładowały w chwilach komfortu.
Czyli właściwie wynika z tego, że kluczem do szukania zasobów dziecka jest wyregulowany dorosły, czyli taki, który sam potrafi zadbać o to, że czasem z jakichś powodów jest mu trudno z dzieckiem wysoko wrażliwym.
Tak jest. Możemy próbować regulować emocje przez ciało i robić różne magiczne rzeczy, ale jeśli my sami nie jesteśmy wyregulowani, wtedy wrażliwe dzieci jako pierwsze osoby to odczytają. Dlatego powiedziałam o tej akceptacji, a czasami opłakaniu, bo są rodzice, którzy potrzebują zaopiekować swoje emocje związane z byciem rodzicem wysoko wrażliwego dziecka, byciem w nieustannej czujności i uważności, np. podczas terapii. Zdarza się bowiem, że nie są w stanie tego dziecka wspierać, zwłaszcza jeśli mają inne dzieci, o których mówią wprost, że z nimi jest łatwiej, że z nimi jest transparentnie, że z nimi nie trzeba cały czas być w gotowości, bo coś się wydarzy i będzie tragedia.
Chciałabym jeszcze zapytać o związek wysokiej wrażliwości z niemowlęctwem. Jest taki termin ukuty przez Searsów High Need Baby i jestem ciekawa, czy on się wiąże z wysoką wrażliwością?
To są tak naprawdę dwa odrębne terminy. Może być tak, że High Need Baby wyrośnie na wysoko wrażliwe dziecko, ale nie musi. I może też być odwrotnie, że dziecko nigdy nie było High Needem, ale będzie wysoko wrażliwe, chociaż taka sytuacja jest rzadsza. Zasadniczo jest tak, że High Need Baby to są dzieci o wysokich potrzebach. Mogą takie być w związku z temperamentem i to widać, że te dzieci są takie intensywne i dużo potrzebują, ale może to być związane z czymś innym, np. stanem zdrowia lub z tym, że bardzo im dokucza jakiś dyskomfort cielesny, np. kolki. Czasami ta intensywność potrzeb narasta, kiedy po drugiej stronie jest dorosły, któremu z czymś trudno, na przykład z tą sytuacją rodzicielstwa czy po prostu ma teraz jakiś gorszy czas. Sądzę, że to właściwie konstrukt teoretyczny. Natomiast wysoka wrażliwość to zagadnienie bardzo mocno wyjaśnione, opisane, widoczne na poziomie różnych obrazów w mózgu. To takie zjawisko, które mówi nam, że tak pracuje ten układ nerwowy i on może być niezależny od potrzeb. W przypadku High Need Baby ich potrzeby będą wyrażały się na poziomie zachowania dziecka – takie dzieci wołają, potrzebują, chcą dużo, a wysoka wrażliwość wyraża się bardziej na poziomie wewnętrznym dlatego, że tak pracuje układ nerwowy, a zachowanie takie lub inne jest tego konsekwencją.
Anita Janeczek-Romanowska, psycholog dziecięcy, prowadzi stronę bycblizej.pl, współzałożycielka ośrodka wsparcia i rozwoju Bliskie Miejsce w Warszawie.
Rozmowa ukazała się w „Magazynie Dzieci” w nr 1/2020. Zdjęcie Artur Aldyrkhanov na Unsplash
Najnowsze komentarze