Impresje na marginesach 22. Biennale sztuki dla dziecka
Za twórczynię pojęcia „wysoka wrażliwość” uznaje się Elaine Aron, autorkę przetłumaczonych na polski książek „Wysoko wrażliwi” „Wysoko wrażliwe dzieci”. Zjawisko wysokiej wrażliwości dotyczy zwykle 15-20 procent populacji i polega na wyższej niż przeciętna reaktywności układu nerwowego na bodźce. To osoby, które głęboko przetwarzają: głębiej wyczuwają niuanse, napięcie między ludźmi. Ale też takie, które intensywniej reagują na bodźce zmysłowe, łatwiej się przy tym męcząc. Aron konstruuje test pozwalający zbadać, czy jest się high sensitive person , ale jednocześnie zaznacza, że trudno o precyzyjne wytyczne, gdy chodzi o wysoką wrażliwość, bo w praktyce może to być bardzo różny zestaw cech.
Osoby wysoko wrażliwe najczęściej nie potrzebują testu, by czuć, że to o nich. Rodzice zwykle przeczuwają, że ponadnormatywne wyczulenie ich dzieci odróżnia je od reszty. Ponieważ właściwość ta bywa dziedziczona, nierzadko sami mają doświadczenie tłumienia wrażliwości. Towarzysząc w rozwoju własnym dzieciom, widzą, że jest i prościej, bo dzieci wykazują się dużą empatią i dużą ostrożnością, i trudniej, bo łatwiej męczą je bodźce, mogą źle się czuć w hałasie, bardziej się bać lub nie lubić zmian.
Wszystko to sprawia, że rodzice wysoko wrażliwych dzieci wiedzą też, jak bardzo kontakt ze sztuką może być wartościowy i trudny zarazem. By wyobrazić sobie tę ambiwalencję wystarczy skonfrontować opinie z badaniem NCK. Według niego doświadczenie kultury nie jest codziennym doświadczeniem większości respondentów, którzy mimo to akcentują, że kontakt ze sztuką ma służyć wychowaniu dzieci oraz wspierać rodzica w socjalizowaniu ich, by uczyły się, jak się zachować i doświadczały odświętności. Tymczasem rodzice wysoko wrażliwych dzieci piszą na zamkniętej grupie facebookowej Wysoko wrażliwe dzieci o zupełnie innych doświadczeniach:
„Właśnie wyszłyśmy ze spektaklu po 10 minutach. Było zbyt strasznie”.
„Zwykle jest zbyt głośno. Intro muzycznie do kolejnego aktu, efekty w kinie”.
„Wszechobecne emocje. Trudno powiedzieć, co ją przestraszy, poruszy na tyle, że przestanie sobie radzić z emocjami, czasem potrafi mocno się wzruszyć lub zasmucić”.
„Hałas zdecydowanie jest czynnikiem, który powoduje u niej spory stres”.
Rodzice ci są konsumentami kultury świadomie korzystającymi z oferty kulturalnej. Wspominają o strategiach dostrajania się do dziecięcego odbioru czy pogłębianiu dziecięcych doświadczeń kontaktu ze sztuką:
Gdy miała 3 lata, wysiedziała na 2,5 godzinnym przedstawieniu, 2 lata później musiałyśmy wyjść z powodu hałasu emitowanego przez płaczące i głośne dzieci. Za każdym razem, kiedy chce wyjść, wychodzę na pełnym luzie i upewniam się, czy nie chce już wracać. Jak na razie na kilkanaście spektakli nie obejrzała jednego.
Byłam wczoraj z córką w teatrze i było super. Zastanawiałam się trochę nad tym, myślę, że dużo zrobiły dla niej częste wizyty w filharmonii dla maluchów. To są niezbyt stymulujące koncerty: ktoś zaśpiewa, ktoś zatańczy, ktoś zagra. Scena mała, dużo się nie dzieje. Moje dziecko potrzebowało łagodnego wejścia w świat muzyki i teatru, potrzebowało się do niego przyzwyczaić.
Kontekst bycia w teatrze był istotny. Weszłyśmy w ostatniej chwili. W rzędzie za nami kobieta najpierw groziła dziecku, że jak czegoś nie zrobi, to ona z nim wyjdzie i będzie je biła. Potem ta sama kobieta głośno komentowała, że ludzie jedzą w teatrze, a to nie kino. I potem krzyknęła na kogoś, że nadal je i szeleści. Chciałam wyjść zanim się jeszcze zaczęło.
Innymi słowy – rodzice wysoko wrażliwych dzieci szukać będą w kontakcie z kulturą czegoś innego niż statystyczni respondenci. Świadoma tego, że warto byłoby to zagadnienie głębiej zbadać przy użyciu profesjonalnych narzędzi, chciałabym zwrócić uwagę na znaczący fakt, iż mało mówią o „grzeczności” i „zachowywaniu się”, a dużo częściej zwracają uwagę na jakość relacji. Przypuszczam, że może to wynikać z trzech przesłanek. Primo: z ich częstszych spotkań z kulturą. Secundo: z zauważonego również przez Elaine Aron faktu, że „dyscyplinowanie” czy system kar i nagród kompletnie nie działają na dzieci wysoko wrażliwe. I wreszcie tertio: z głębszych przewartościowań dotyczących rodzicielstwa w ogóle, w myśl których „dyscyplinowanie i „grzeczność” w ogóle stają się dyskusyjnymi pojęciami.
***
Na 22. Biennale Sztuki dla Dziecka zatytułowanym „Sztuka jako spotkanie” sprawdzam, czy potencjalne spotkanie obejmuje także wysokich wrażliwców. W dwudziestoosobowej klasie lub grupie przedszkolnej statystycznie jest 3–4 wysoko wrażliwych dzieci. Być może – w związku z tym, że wysoko wrażliwi często w sposób szczególny interesują się sztuką – pośród festiwalowej widowni jest ich nawet więcej niż wskazuje statystyka. Ponadprzeciętnie kreatywni, głęboko przetwarzający i wyjątkowo empatyczni mogą się stać najczulszą, najlepszą z publiczności, ale mogą też stanowić niemałe wyzwanie dla twórców – łatwo ulegają przestymulowaniu, czują się źle w hałasie czy ostrym świetle.
Mnogość wydarzeń podczas 22. Biennale kryła w sobie wiele przeciwstawnych perspektyw. Niektórzy twórcy świadomie kierowali swoją opowieść także w stronę wysoko wrażliwej publiczności lub publiczności o szczególnych potrzebach, inni ignorowali wartości z nią związane. W kuluarach i dyskusjach powracały pytania: W jaki sposób twórca może uwzględnić niejasne, rozmyte granice wysokiej wrażliwości, przygotowując swoje wydarzenie? Czy ma prawo całkowicie je pominąć? Jednak czy dopasowując przekaz do delikatniejszego odbiorcy, nie pozbawiamy go pewnej istotnej artystycznej warstwy? Czy da się skierować ten sam przekaz do każdej z grup?
Kontakt. Spotkanie twórcy z widzem.
Familijność wydaje się najlepiej skrojoną ramą dla wysokiego wrażliwca. Możliwość doświadczania sytuacji teatralnej razem z bliskim dorosłym opiekunem tworzy wspólne wspomnienia, wzbogaca doświadczenie i kształtuje teatralną erudycję małego widza. Podczas Biennale, inaczej niż w deklaracjach respondentów NCK, najfajniejsza wspólnota powstaje nie w momentach wtłaczania małego widza w konwencjonalnie rozumianą sytuację teatralną, a w podróży przez oniryczno-abstrakcyjną przestrzeń spektaklu Kolektywu Holobiont „Gdzie kształty mają szyję”. Feeria barw, swoboda nieskrępowanego ruchu i tańca, czytelność umownej konwencji, która w odpowiednich momentach włącza widzów w projektowane widowisko, sprawia, że można przypuszczać, iż wysoko wrażliwy odbiorca dostroi się do tej sytuacji. Subtelna pewność siebie i otwartość twórczyń spektaklu sugeruje, że nawet w przypadku spotkania z dzieckiem, które z trudem wchodzi w stworzoną przestrzeń, nie będzie ono zmuszane do interakcji.
Na antypodach tego spektaklu znajdują się interakcje z publicznością podejmowane przez aktorów bardziej konwencjonalnych przedstawień, które najczęściej kierowane są do szkolno-przedszkolnej publiczności. Interakcje te wynikają nie tyle nawet ze scenicznych adaptacji, co wpisane są w samą treść sztuk. W „Małej drace o zwierzakach” Opolskiego Teatru Lalki i Aktora, gdzie przestrzeń do siedzenia jest bardzo jasno określona i zakomunikowana przez konferansjerkę wydarzenia, dzieci nie mogą naruszać wyznaczonych granic pod presją upomnień dość apodyktycznych postaci. Jednocześnie przebieg spektaklu stwarza sytuacje, w których naruszone mogą być granice odbiorców – na przykład w scenie, gdy „pijawki” lądują na głowie wybranego widza. Można tu liczyć wyłącznie na wrażliwość aktorek, które w razie oporu konkretnego dziecka, nie zagrają tej sceny przeciwko niemu. W „Karmelku” Teatru Animacji i Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu tej wrażliwości trochę brakuje aktorce, która wielokrotnie próbuje „ośmielić” jedną z małych odbiorczyń mimo wyraźnych niewerbalnych sygnałów, że dziecko w tej interakcji czuje się niekomfortowo.
Kontekst. Spotkanie na widowni.
Jednak grupowe widowiska podczas Biennale potrafią być pod pewnymi względami również atrakcyjne dla wysoko wrażliwych odbiorców. Obserwowane z ukosa dzieci w wieku przedszkolnym wnoszą ze sobą cały kontekst wspólnego wyjścia do teatru: wycieczkę, odświętność tej sytuacji, radość z towarzystwa kolegów i koleżanek. Towarzyszą im zestresowane dorosłe nauczycielki – bardziej po nich znać napięcie niż po ich podopiecznych. Oglądam z nimi “ABC Knuda Romera” duńskiej grupy BaggårdTeatret i czuję się wciągnięta w piękną, sensualną i bardzo w moim odczuciu dostrojoną do możliwości wysokich wrażliwców opowieść. Oparte na teatrze tańca, muzyce na żywo i trochę jazzowym, a trochę klasycznym śpiewie jednej z aktorek widowisko rozgrywa się w miękkim świetle. Czworo artystów prowadzi małych widzów przez alfabet, choć ze względu na barierę językową nie wszystko jest dla nich czytelne.
“Boję się”, mówi mały chłopiec podczas sceny, w której nas, widzów, otacza teatr cieni.
Wspieram go uśmiechem i za chwilę widzę, jak szaleje z kolegami. Kątem oka dostrzegam, jak zdenerwowana wcześniej nauczycielka przytula i głaszcze jedną z dziewczynek potrzebujących wsparcia.
Z innej perspektywy oglądam spektakl „Łauma, czyli czarownica” Teatru Dramatycznego im. Szaniawskiego w Wałbrzychu skierowany zdecydowanie do widzów powyżej 10 lat. Tytułowa Łauma, wiedźma z Suwalszczyzny, autentycznie przeraża, a całość inspirowana serialowymi produkcjami pokroju „Stranger Things” jest mroczna, dynamiczna i trzymająca w napięciu. Na sali widownia rodzinna, choć sporo oglądających spektakl dzieci ma mniej lat niż sugerowali organizatorzy. Napięcie rośnie. Ja siedzę w głębi widowni, bezpiecznie oddalona od Łaumy i równie groźnego Peruna. W intensywnym, wspólnym zaangażowaniu daję się ponieść tej opowieści, przemawia do mnie jej mroczna konwencja. Jak słyszę później z kuluarowych rozmów, nie wszyscy są w stanie wytrzymać to emocjonalne natężenie – dzieci tulą się do siebie, czasem szukają wsparcia w otaczających dorosłych, bo są na przedstawieniu bez rodziców. Udzielający wsparcia dorośli, angażując się w obserwowany obok strach, oglądają już inny, dużo bardziej kosztowny emocjonalnie spektakl. Tym samym wysoka wrażliwość może ujawnić się lub nie, w zależności od kontekstu, w którym odbieramy widowisko – od tego, czy czujemy się odpowiedzialni za emocje innych, czy raczej wyłącznie skupieni na własnych odczuciach.
Komfort. Spotkanie z samym/samą sobą.
Intensywne sensualne doznania, które towarzyszą 22. Biennale Sztuki dla Dziecka, są wyzwaniem dla wysoko wrażliwych odbiorców. Jestem pod wrażeniem, jak subtelnie w świat zmysłów wprowadzają widownię aktorzy Teatru Animacji. Dbając o komfort, tłumaczą, jak można ściszyć słuchawki, bo zaraz będziemy uczestniczyć w zmysłowisku „Nic, Dzika Mrówka, Adam i Ewa”, czyli w specjalnym przedstawieniu dedykowanym osobom o szczególnych potrzebach. W słuchawkach i opaskach na oczach doświadczamy spektaklu bez użycia wzroku. A mimo wszystko, mimo przemyślanych intencji twórców, całość przerasta moje możliwości poznawcze na tamten moment – czuję, że dźwięk rozsadza mi skronie, nie radzę sobie ze ściszeniem moich słuchawek, a intensywność rozpylanych zapachów przyprawia mnie o mdłości. Uczestniczę w spektaklu z dzieckiem, delikatnie głaszczę plecy córki, niepokojąc się, jak ona to znosi. A znosi bardzo dobrze, wciągnięta i wsłuchana, to tylko moja projekcja zaburza mi odbiór.
Temat własnych ograniczeń lub chwilowych niedyspozycji wraca podczas kuluarowych dyskusji. Jesteśmy dorośli, a rozmawiamy o tym wciąż. Czasem przeszkadzają nam dźwięki, czasem nerwowa reakcja publiczności, czasem jesteśmy więźniami własnych niedyspozycji. Każdy spektakl jest inny. Dwa spektakle grane o różnych porach dla różnej publiczności wywołują w nas skrajne emocje. Prowadzę te rozmowy i słyszę, jak bardzo dotyczą one wysokiej wrażliwości. To ten obszar, przed którym zabezpiecza nas troska o nasz własny komfort, o czerpanie przyjemności z bycia w teatrze tu i teraz, wymoszczenie sobie dobrego dla nas miejsca w widowisku, które oglądamy. To samoregulacyjne wyczulenie na własne potrzeby, które nawet my, dorośli czasem uczymy się dopiero w sobie odnajdywać.
Ale którego mądrzy dorośli mogą dziecko nauczyć. Właśnie w teatrze, w festiwalowym ferworze, w kontakcie z kulturą rodzice wysoko wrażliwych dzieci mogą odebrać nie tyle lekcję „grzeczności i schludności”, co lekcję wrażliwości. Odbiorca doświadczający jednocześnie trzech porządków – spotkania z twórcą, spotkania z towarzyszącą mu widownią i spotkania z samym sobą – ma szansę spotkać się z własną wrażliwością, empatią i współczuciem. Choć nie sposób tworzyć widowisk wyłącznie z myślą o wysokich wrażliwcach, warto może brać pod uwagę ich perspektywę i warto się im jako grupie odbiorców szczególnie przyjrzeć.
Tekst ukazał się w tomie 22 Biennale Sztuki dla Dziecka. Sztuka jako spotkanie, [Centrum Sztuki Dziecka, Poznań 2019].
Najnowsze komentarze