Rozmowa z Małgosią Swędrowską

Jesteś niestrudzoną orędowniczką czytania. Powiedz, czym dla Ciebie jest książka?

 

Jestem zdania, że książka to więcej niż przedmiot. To coś, co dzieje się, z tobą, gdy czytasz. Nieważne, czy czytasz to jednemu dziecku, czy całej grupie. Fenomen książki polega na spotkaniu, może to być spotkanie przy stole, na kolanach, na dywanie, pod kocem, ale i w zabawie. Tak, spotkanie z książką powinno być dla dziecka niezwykłą zabawą. Mówiąc zabawa, myślę: radość, zaangażowanie, częste powracanie do czytania. To spotkanie pozwala odkryć nam to, co niedopowiedziane, nienazwane. Wiadomo, że to wszystko, co się mówi o korzyściach z książką, o rozwijaniu wyobraźni, słownictwa, jest bardzo ważne. Ale myślę, że jest jeszcze jedna bardzo istotna kwestia. Książka pomaga dostrzec w dziecku człowieka – zobaczyć w dziecku nie przedszkolaka, nie ucznia, nie małą nie do końca świadomą osobę, a człowieka, który po swojemu poznaje świat, z całą swoją wrażliwością. Towarzysząc dziecku w czytaniu widzimy, jakie ma przemyślenia, jak interpretuje rzeczywistość, jakie stawia pytania i jak na nie odpowiada.

 

Co zrobić, gdy czytanie nuży dorosłego, choć wie, że to wartościowe dla dziecka?

 

Przede wszystkim warto zrobić wszystko, by odnaleźć radość w sobie. Dzieci nie chcą być przy dorosłych, którzy są pochłonięci innymi sprawami – są między gotowaniem obiadu a pilnymi sprawami i mają te 10 minut, by poczytać w pośpiechu. To jest też pytanie do nas dorosłych, co jest naszym priorytetem, co jest dla nas najważniejsze, co ma po nas pozostać. Gdy sobie to uzmysłowimy, może uda nam się wznieść na wyżyny naszego codziennego kołowrotka spraw i najzwyczajniej w świecie odczuć radość z tego spotkania. Innymi słowy, nie czytać w przerwie, z obowiązku, bo należy czytać 20 minut dziennie, a raczej pomyśleć o tym w tej perspektywie, że robimy coś ważnego, może najważniejszego w życiu. Dziecko chce przebywać w towarzystwie osoby szczęśliwej i bez pośpiechu budować swój świat marzeń, wrażeń i skojarzeń.

 

Natomiast jeśli pytasz, co robić, żeby nie było nudno. Sięgać po dobre książki! Trzeba to sobie jasno powiedzieć, że książki dla małych dzieci są tak pisane, że i dorosły znajdzie coś dla siebie… Wybór jest ogromny – książki obrazkowe, klasyka, wszystko to, do czego sami mamy sentyment z dzieciństwa – bo jeśli mamy dobre wspomnienia czytelnicze z dzieciństwa, możemy sięgnąć do książek po latach i skonfrontować je z naszym współczesnym odbiorem.

Przywykliśmy myśleć, że książki obrazkowe są dla małych dzieci, ale to nie do końca prawda / to się bardzo zmieniło w ostatnich latach. Jest w nich tyle do tropienia, dla małych i dużych, że to może być rodzinna zabawa, której wystarczy dać się ponieść. Na dowód mych słów można wziąć do ręki obrazkową książkę Olgi Tokarczuk „Zgubiona dusza”, z pięknymi, ilustracjami- obrazami Joanny Concejo. To nie jest książka dla dzieci, choć tekstu w niej tyle, ile zmieści jedna kartka. To konfrontacja z samym sobą pod wpływem słów i obrazów, które nawzajem się przelatają, uzupełniają i dopowiadają.

 

Co robić, gdy mamy wrażenie, że dziecko nie chce czytać?

 

Powodów może  być kilka. Pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy, to – podobnie jak w pytaniu powyżej – zacząć od siebie. Zobaczyć, czy nie jesteśmy spięci, zdenerwowani, czy nie śpieszymy się lub nie działamy pod przymusem. Możliwe, że dziecko nie chce przebywać w takiej aurze. Dziecko wyczuwa nasze nastroje i po prostu woli otaczać się dobrymi emocjami, czyż my dorośli nie mamy taka samo? A więc, im więcej radości i autentyczności z nas wypływa, tym większa szansa, że dziecko będzie chciało wejść z nami w kontakt i działanie, w tym przypadku- czytanie. Inną przyczyną niechęci do czytania może być duża potrzeba ruchu. Małe dzieci poznają w świat nieustannie odkrywając w biegu, w podskokach, w manipulowaniu przedmiotami. Czytanie to zazwyczaj statyczna czynność, a sposób poznawania świata przez dziecko charakteryzuje dynamizm. Żeby te dwa bieguny ze sobą spotkać, polecam czytanie wrażeniowe, czyli taki sposób czytania tekstów, by połączyć melodię języka  z wykonywaniem czynności: podskokami, tupaniem, wspólną zabawą. Gdy pokażemy dziecku, że książka zabiera nas w podróż i że za każdym razem można ją przeczytać inaczej, dopowiadając słowa, wykonując gesty, obrazując emocje, z pewnością nie będzie się z nią nudzić. Trzecia możliwość –to że dziecko właśnie uczy się czytać, i uczy się już pod pewną presją, często słysząc, że źle, że za wolno. W tej sytuacji potrzeba dziecku dużo empatii i zrozumienia. Potrzeba mu też dużo pozytywnej wewnętrznej motywacji – ja zwykle mówię dzieciom w tym wieku, które mają trudność z czytaniem, że czytanie jest w tobie i tak jak ja, jego rodzice czy pani w szkole musiała w pewnym momencie pokazać to światu, tak samo teraz przyszła kolej na nie. Pokazuję mu na przykładach, że ono już potrafi czytać – po potrafi dekodować i nazywać emocje, rozpoznaje kolory, rozumie obrazy. To także jest część tego procesu, który prowadzi do czytania liter. Gdy dziecko zauważa, że faktycznie wie, jaki to kolor, widzi, jaka emocja stoi za konkretną miną, łatwiej mu podejść do czytania z lekkością i zaangażowaniem.

Na niechęć do czytania dobrze może wpłynąć lektura książek obrazkowych. Gdy mamy do czynienia z dużą liczbą obrazów, gdzie jest ukrytych dużo metafor, dużo sposobów odczytania, wtedy również uczymy się czytać. Wbrew pozorom rozkochać dziecko w melodii czytanego języka to wcale nie jest proste zadanie, gdy otaczają je bajki telewizyjne i reklamy. zacząć od książek obrazkowych.

 

A co zrobić, gdy widzimy, że dziecko ma trudności w czytaniu? Jak je w tym wesprzeć?

 

Czytanie to bardzo złożony proces. Rodzicom często wydaje się, że dziecko najzwyczajniej w świecie zacznie składać litery i je odczytywać, ale pedagodzy wiedzą, że sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Cały organizm dziecka musi posiąść odpowiednie umiejętności – skoordynować wiele pozornie nie związanych z tą czynnością procesy. Za czytanie odpowiedzialne są nie tylko ruchy gałki ocznej i odpowiednio wędrujące impulsy mózgowe, ale także np. zmysł równowagi. Fakt, że dziecko jeździ na rowerze biegowym, a potem na kołowym, potrafi skakać na skakance w odpowiednim momencie, oznacza, że uczy się panować nad swoim ciałem. Ma to ogromne znaczenie dla umiejętności czytania tj. dziecko, które ma jakąś trudność z tymi umiejętnościami nauczy się czytać raczej wolniej niż szybciej. Czasem za wolniejszą naukę mogą być odpowiedzialne sprawy genetyczne – jeśli w rodzinie babcia czy mama czytała później tak może też być z dzieckiem.

Inna też rzecz, która jest powszechna u współczesnych dzieci to duże problemy z koncentracją. Mają stosunkowo niską motywację wewnętrzną, bo zazwyczaj szybko dostają to, co chcą. Chcą zabawkę, mają zabawkę – a na święta są nimi wręcz zasypywani, chcą cukierka, mają cukierka. To jest w pewnym sensie przekleństwo dobrobytu. Tymczasem nauka czytania to czynność z odroczoną gratyfikacją – nie nauczymy się czytać szybko, to jest pewien proces, w który dziecko musi chcieć się zaangażować. Żeby to ćwiczyć, warto czasem dziecku trochę odmawiać – nie kupimy teraz, bo nie mamy na to pieniędzy, bo kupiliśmy wczoraj itd. Maluch uczy się w ten sposób, że nie wszystko jest natychmiast, na zawołanie i ta wiedza wspiera go potem przy nauce czytania. Taki paradoks, dziecko uczy się na coś czekać, uczy się pokonywać trudności, a w konsekwencji jest to mu bardzo przydatne bezpośrednio w  nauce czytania i pisania.

Myślę też, że warto bawić się z dzieckiem w czytanie od najmłodszych lat, zanim jeszcze pojawi się presja, by się tego szybko nauczyć. Jeśli 3-4 letniemu dziecku pokazuję jego literę imienia na zasadzie, o zobacz tu jest A jak Adaś, i tu jest A i tu jest A, to ono wchłonie tę wiedzę niepostrzeżenie. Można wykorzystać naturalną ciekawość kilkulatka, który zagląda mamie przez ramię podczas czytania. A nawet jeśli nie będzie chciało się tym zająć, w każdej chwili możemy przerwać taką zabawę, bo nic nas nie nagli. Jeśli tak samo zaczniemy bawić się z dzieckiem 6-7 letnim to już może być problem – bo wobec dziecka w tym wieku mamy już pewne oczekiwania w tym względzie i presja czasowa nas nagli, bo nauka szkolna opiera się niestety przede wszystkim na czytaniu liter i im szybciej dziecko posiądzie tę sztukę, tym łatwiej mu będzie odnosić sukcesy edukacyjne.

 

Co powinno wzbudzić nasz niepokój? Co może być pierwszym sygnałem, że nauka czytania może sprawić trudność dziecku?

 

Jeśli dziecko jest w edukacji przedszkolnej, nie domowej, te pierwsze sygnały, że mogą być trudności z czytaniem powinny iść z przedszkola. Nauczyciel słyszy czy dziecko wysłuchuje głoski czy nie, a to jest pewien wstęp do czytania. Zdarza się też, że częste infekcje osłabiają słuch dziecka i ono nie słyszy dobrze różnicy między dźwięcznością a bezdźwięcznością, (np. między p a b). Czasem może się też okazać, że nie widzi zbyt dobrze i wtedy potrzebuje okularów. Dziecko mówiące później, gdy pierwsze zdania składa dopiero koło 3 roku życia, może później uczyć się czytać. Kilkulatek, którego rozsadza energia i nie potrafi się dłużej skupić na niczym, również może być dzieckiem później osiągającym tę umiejętność. Oczywiście – jeśli ma w sobie dużo energii, ale np. potrafi się skupić układając puzzle, które są świetną rozwijającą zabawą, to po prostu mamy do czynienia z żywym, zdrowym dzieckiem i nie ma tu żadnego problemu, ale jeśli nie potrafi skupić się przez chwilę na niczym, to warto się temu przyjrzeć. Każde dziecko to osobna historia wrażeń, zdarzeń, sposobów  uczenia się. Warto patrzeć na dziecko przez pryzmat jego osoby, bez porównywania, np. w rodzinie starszy syn nauczył się czytać mając 4 lata, to oczekujemy że córka co najmniej w tym samym czasie to uczyni, a gdy tak się nie dzieje, pojawiają się w nas myśli, „jak to możliwe, czy córka ma jakieś defekty, przecież powinna już czytać! Może udamy się do poradni, na dodatkowe zajęcia…” Wiem, wyolbrzymiam trochę sytuację, ale chcę uzmysłowić przez to nam dorosłym, że każde dziecko posiada inną wrażliwość i tempo nabywania życiowych umiejętności.

 

Sama jesteś autorką książek dla dzieci. Opowiedz proszę o swoich spotkaniach z dziećmi podczas warsztatów im poświęconych.

 

Ach, są to cudowne spotkania. Czasem też trochę smutne. Przy książce „Moja mama, mój tata” mam taką metodę, że proszę by dzieci i rodzice dopowiadali po każdym usłyszanym zdaniu takie słowa: oj tak tak oj nie nie, potwierdzając czytane przeze mnie fragmenty lub im zaprzeczając. I zdarza się, że dzieci mówią, co innego niż rodzice – mój taka czyni cuda – rodzice potakują, a dzieci zaprzeczają. I wtedy zostaję z pewnym smutkiem, pewnym znakiem zapytania, jak to w tych rodzinach jest. Przy „Elementarzu w podskokach” staram się dzieciom zaszczepić pasję do nauki czytania, książka nie jest podręcznikiem do nauki ale właśnie książką do zabawy. Można po niej dowolnie skakać, zaczynając np. od strony z literą rozpoczynającą imię dziecka. Zamiast ćwiczeń są zadania, zagadki i tajemnice do odkrywania. Zawarłam w nich całą pedagogiczną wiedzę na temat czytania. – tam są oczywiście świetne wiersze Agnieszki Frączak, które same w sobie stanowią wartość, te wiersze wykraczają poza możliwość percepcyjne małego dziecka, one są po to, by dorosły, czytający dziecku uśmiechnął się na widok  porównań, metafor, rytmy utworu. Gdy dziecko usłyszy nie tylko słowa wierszy ale i poczuje radość która wypływa z przeżycia utworu przez dorosłego, tym chętniej będzie chciało nauczyć się czytać. Tymi słowy po raz kolejny wracam do stwierdzenia, że dzieci chcą by im czytano, chcą uczyć się czytać w towarzystwie szczęśliwych dorosłych.

 

„Mój mama mój tata” doczekał się francuskiego wydania.

 

Tak – to wielka radość. Francuzi, bawiąc się słowem, trochę inaczej przetłumaczyli. W naszym wydaniu  chodziło o dopełnianie się ról mamy i taty, oraz zabawę metaforami, które ukryły się w genialnych obrazach Joasi Bartosik. Miałam na celu przede wszystkim wzmocnić rodziców w przekonaniu, że są wystarczająco dobrzy, że nie muszą być idealni, bo dziecko i tak widzi w nich cały świat.  Francuzi poszli taką drogę, by pokazać jakiż to talent być mamą i tatą, i jak powszednie czynności mogą być wypełniane zarówno przez jednego jak i drugiego rodzica. Mniej tu metafor, więcej zabaw rymem, dwuznacznym słowem. Lada moment szykujemy też następną część „Moja babcia mój dziadek” – Joasia rysuje już ilustracje i mamy nadzieję zdążyć z tą książką na dzień Babci i Dziadka.  ( W przyszłym roku ukaże się tez mama tata po koreańskuJ)

Małgosia Swędrowska, autorka Elementarza w podskokach- o czytaniu przez zabawę w ruchu oraz książek obrazkowych Moja mama mój tata, Moja babcia, mój dziadek ( Ilustrowała Joanna Bartosik) oraz książek dla nauczycieli: „Nauka czytania przez gry i zabawy aktywizujące”, „Nauka czytania i pisania przez zabawy grafomotoryczne”, „Przedszkolak w świecie liter. Czytanie wrażeniowe”. Nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej i wychowania przedszkolnego z 21 lat praktyką, wykładowczyni na UAM Poznań i trenerka PSPiA KLANZA – warsztaty dla nauczycieli.

Zdjęcie Sven Brandsma / Unsplash

 

 

Zostaniemy w kontakcie?

Poczytalne listy o pisaniu i czytaniu w Twojej skrzynce.

You have Successfully Subscribed!